Konrad Ciesiołkiewicz
Blog wyraża prywatne poglądy autora na temat mediów i komunikacji
sobota, 11 lipca 2015
Moja nowa strona to: www.ciesiolkiewicz.com oraz blog o psychologii przywództwa
Jeśli trafiłaś lub trafiłeś do tego miejsca, to zapraszam serdecznie na moją stronę www.ciesiolkiewicz.com
Strona dedykowana przede wszystkim tematyce psychologii, rozwoju osobistego, psychoterapii, komunikacji i HR. Wspólnie z Piotrem Gocem uruchomiliśmy także blog poświęcony psychologii przywództwa pod adresem: www.ciesiolkiewiczgoc.blogspot.com Zapraszam !
środa, 30 czerwca 2010
Nowa komunikacja - nowa platforma mikroblogowa praktyków
Jakby ktoś tutaj trafił, to zapraszam serdecznie do serwisu mikroblogowego praktyków, poświęconego PR-owi, komunikacji i mediom. Serwis zintegrowany jest z facebookiem, tak więc dyskusję prowadzić można w dwóch miejscach w jednym czasie. Zapraszam
http://nowakomunikacja.pl/index.php
http://nowakomunikacja.pl/index.php
czwartek, 7 stycznia 2010
Blog na Wirtualnych Mediach
Dzień dobry !
Uprzejmie informuję, że mój aktualny blog znajduje się na platformie Wirtualne Media. Zapraszam do czytania nowych wpisów oraz wpisów archiwalnych na Bloggerze. Do zobaczenia.
Uprzejmie informuję, że mój aktualny blog znajduje się na platformie Wirtualne Media. Zapraszam do czytania nowych wpisów oraz wpisów archiwalnych na Bloggerze. Do zobaczenia.
wtorek, 8 grudnia 2009
Dlaczego Jarvis nie lubi PR-owców
Przeczytałem książkę Jeffa Jervisa „Co na to Google?”/”What would Google do?”. Jestem pod jej ogromnym wpływem i jakiś czas jeszcze będę ją pewnie przytaczał :)) W pracy poświęciliśmy jej nawet krótki warsztat.
Poza bogactwem opisu studiów przypadków, Jarvis analizuje różne aspekty i różne spółki pod względem zastosowań Googla. Czy to oznacza, że tylko Google stosuje skutecznie te zasady. Oczywiście nie. Są nimi wszystkie firmy, które stosują zasady nowej ekonomii, a więc skupiania się na ekosystemie i tworzeniu darmowych rozwiązań dla wszystkich. Będę o tym pisał w najbliższym czasie.
Jarvis przekonuje również, że są dwie branże oporne na zmiany: prawnicy i PR-owcy. Powodem takiego stanu rzeczy są klienci dyktujący warunki. Wzywa szefów firm do odsunięcia PR-owców od wpływu na strategiczne decyzje firm :)) Jest przekonany, że pracując w PR-ze pozbawiamy się swojego zdania. W konsekwencji ciągłego lawirowania, nie wiadomo, co tak naprawdę myślą eksperci PR.
Wnioski wpisują się także w debatę o stanie PR-u, jaką prowadzi na swoim blogu Dominik Kaznowski. Jest o czym dyskutować, bo o ile można się z Jarvisem nie zgadzać, to nie powinno się tego głosu lekceważyć. Tak więc włączę się niebawem do niej.
Wypada mi też poinformować, że planuję zmianę platformy blogowej. Mam nadzieję, że nastąpi to w najbliższych dniach. Czekam jednak, żeby platforma, do której zmierzam na nowo została uruchomiona :)) Jak tylko tak się stanie, natychmiast poinformuję na tym blogu, bo zamykać go nie zamierzam.
Etykiety:
Internet,
książki,
nowe media,
public relations
środa, 2 grudnia 2009
Wyzwania hipertekstu
Prosta aktywność, jaką jest raportowanie wizerunku organizacji w mediach, urasta dzisiaj do rangi poważnego wyzwania. Borykają się z nim, lub będą się borykać, wszyscy PR-owcy. Dzieje się tak przez Internet, a więc hipertekst. Powód? Potrzeba zmiany myślenia, metod analizowania i oceniania informacji, jakie ukazują się w sieci o naszej firmie, osobie, projekcie.
Wielu moich dyskutantów zderza się z rzeczywistością i wymaganiem od nich raportowania wyłącznie tzw.wycinków prasowych, nagrań TV i radia. Krótko rzecz ujmując wymaga się od nich śledzenia mediów linearnych. Ocenia się je pod kątem informacji pozytywnych, negatywnych i neutralnych, można je ważyć pod względem czytelnictwa, zasięgu, regionu, priorytetów przekazów, materiałów zdjęciowych, można je również wyceniać ekwiwalentem reklamowym, itd. (O to jak analizować i skutecznie mierzyć, warto zapytać Anię Miotk :)) Wariacji jest wiele.
Paradoksalnie jednak Internet burzy standardowe podejście również pod tym względem. Widzę tu dwa wielkie wyzwania.
Zmiana sposobu raportowania: z pozytywnych na ważne
Jak raportować informacje pochodzące z tak różnych światów? W jaki sposób porównać wycinki do informacji w sieci? Zasięg? Ten zmienia się każdego dnia? Żywotność? Ta jest w sieci nieograniczona? Można zastosować różne kategorie, ale większość nie będzie do siebie przystawać. Jak raportować tekst, który jest hipertekstem, zawierającym w sobie nieograniczone zasoby, praktycznie uniemożliwiający sięgnięcia dna. Miary hipertekstu nie przystają do miar mediów tradycyjnych. Innny język, inna forma (hipertekstowa). Codziennie zmieniać ona może tam swój kontekst, w zależności od podlinkowanych informacji, ciągle zmieniających się komentarzy pod tekstem, rezonowania informacji poprzez społeczności. Inny jest styl, inny język, inna forma. Forma hipertekstu. O ile w tradycyjnym modelu ocenialiśmy i ważyliśmy pod względem pozytywnych/negatywnych/neutralnych informacji, o tyle w Internecie kategoria ta nie daje się tak łatwo uchwycić. Informacja neutralna na pozór może posiadać linki, które kompletnie będą tę ocenę odwracać. Negatywne komentarze (z lub bez linków) pod wybitnie pozytywnym tekstem również zmieniają jego całościową ocenę. Organizacje responsywne nie mogą pozwolić sobie na raportowanie raz na tydzień, a za chwilę nie będą mogły pzowlić sobie na raportowanie raz dziennie. I znowu paradoks. Z jednej strony „wczoraj” to przy dzisiejszej dynamice już historia, z drugiej jednak „Internet nigdy nie zapomina”.
Kolega PR-owiec, Piotr Bazylko, pracujący niegdyś dla Reutersa (ale także dla gazet i TV) przekonywał mnie ostatnio, że sieć wymusza podzial na informacje ważne i nieważne, oczywiście z właściwym ich stopniowaniem, nie zaś pozytywne/negatywne. Ma w tym dużo racji. Internet jak żadne inne miejsce stwarza też PR-wcom szansę na aktywność. W żadnych mediach wynik końcowy nie jest zależny tak silnie od aktywności informacyjnej jak w przypadku Internetu.
Zmiana myślenia o mediach
Żeby przenieść się z „epoki raportowania wycinków prasowych” do epoki hipretekstowej, potrzebna jest świadomość całych organizacji i kadry kierownicznej tych organizacji. Nawet kiedy deklaratywnie słyszymy od wielu, że wiedzą, co to ten Internet jest :)), to w rzeczywistości bywa z tym różnie. Dotyczy to nas wszystkich. Menedżerowie mojego pokolenia (choć tak młodego) i starsi kształtowali swój sposób myślenia w oparciu o media linearne, tradycyjne. Wielu reaguje na treści z Internetu alergicznie, twierdząc, że to niska kultura, niewłaściwa forma, język nie na miejscu, ocenny i zbyt subiektywny, i tak dalej, i tak dalej. Wyobrazić można sobie też skrajne sytuacje żądania sprostowań do treści pisanych przez Internautów na Facebooku, Naszej Klasie, czy Blipie. Brzmi śmiesznie, ale z rozmów PR-owców wynika, że jest to podejście spotykane. A wystarczy przecież odnieść się do nich samemu. To myślenie musi się radykalnie zmienić. Wracamy więc do potrzeby całościowego spojrzenia na komunikację, szanowanie jej dynamiki i antyhierarchicznie funkcjonujące działy zajmujące się PR-em. Wszystko w naszych rękach.
Etykiety:
Internet,
nowe media,
public relations
wtorek, 1 grudnia 2009
Czego PR-owców może nauczyć polityka?
Pewnie niektórym z Was pytanie to wydaje się dziwne. Przywykliśmy raczej na politykę narzekać. Twierdzę jednak, że w obszarze komunikacji polityka potrafi wykorzystywać pewne narzędzia i taktyki jako pierwsza, a przez to również kreować trendy. Największym przykładem jest kampania Baracka Obamy, które opisuje w swojej najnowszej książce Manuel Castells – wpis 1 i 2. Również w Polsce, wystarczy spojrzeć na odwagę sięgania po narzędzia social media. To prawda, że wiele z nich wykorzystywanych jest dość płytko, powierzchownie, bez świadomości przenikania się narzędzi i potrzeby integralnych działań. Ale jednak.
Z pewnością powodem jest naturalna potrzeba komunikowania się z wyborcami, od których zależy los polityków. Powodem jest silne zainteresowanie wszystkich mediów, co wymusza na politykach umiejętność budowania relacji i radzenia sobie z komunikacją.
Moje osobiste doświadczenia wskazują mi też kilka wartości, które płyną z obszaru życia publicznego. Dzisiaj o jednej z nich. Jest nią tempo pracy, które coraz częściej odbywa się w czasie rzeczywistym. W polityce nauczyć można się rozumienia czynnika czasu jak nigdzie indziej. Jeżeli spóźnimy się z odpowiedzią na zarzuty lub nie wyprzedzimy konkurencji, to nieprzychylna dla nas interpretacja weźmie górę i poniesie nas w złym kierunku. Natychmiastowe reagowanie na dziejące się wydarzenia jest domeną sfery publicznej. W niej media wymuszają takie zachowania. Inaczej przegrywa się. Z tym wiąże się również moja własna historia.
Raporty sms – NOWOŚĆ 2004, rewolucja 2005
Kiedy w latach 2003-2005 pracowałem w Sejmie, w celu szybkiego reagowania na wydarzenia wprowadziliśmy jako jedyne biuro prasowe (kierowałem nim wtedy) system smsowego raportowania doniesień prasowych ze wszystkich mediów. Specjalną usługę wykupić można było u operatora, zbudować różne bazy danych, a następnie nimi zarządzać targetując komunikat. To początek otrzymywania przez dziennikarzy zaproszeń na konferencje i briefingi drogą smsową. Nie twierdzę oczywiście, że wcześniej nikt nie zapraszał smsami dziennikarzy, robić to musiał jednak wyłącznie ręcznie lub korzystać z darmowych bramek, które raz działały lepiej, a raz gorzej. Metodycznie nie robił tego wtedy nikt. Niby tak niedawno, a okazuje się, że tak dawno… Dzięki takiej formie komunikacji łatwiej zarządzać było sytuacjami kryzysowymi poprzez przesyłanie posłom informacji ze stanowiskami, instrukcjami odsyłania do liderów danych tematów, etc.
Kiedy w 2005 roku zostałem rzecznikiem rządu i pracowałem z Centrum Informacyjnym Rządu, okazało się, że CIR monitorujący media niemalże 24h na dobę raportuje o efektach tego monitoringu 3 razy dziennie w specjalnych analizach dostarczanych na biurka ministrów. Czynił tak zespół jednego z wydziałów CIR, o którym jeszcze za moment. Dobrze pamiętam pierwszy tydzień rzecznikowania. Była sobota. Jechałem samochodem, słuchając Radia Zet. Usłyszałem w serwisie informację za Gazetą Wyborczą, że w planie pracy rządu minister spraw zagranicznych wpisał temat tarczy antyrakietowej, ujawniając delikatną „tajemnicę” rządu (tak brzmiał zarzut gazety). Było około godziny 10.00. Natychmiast pojechałem do Kancelarii (KPRM) zorganizować cykl briefingów i ustalić stan rzeczy. Zadzwoniłem po drodze do właściwej komórki CIR pytając, dlaczego o niczym mnie nie poinformowano o świcie. Otrzymałem odpowiedź, że raport wysłany został mailem, a w formie papierowej czeka na mnie na biurku. Dodam, że nie posiadaliśmy jeszcze komórek z e-mailami schodzącymi w trybie rzeczywistym. Tak niedawno, a tak dawno…
Po tym zdarzeniu w trybie pilnym wprowadziliśmy ten sam system raportowania, jaki wcześniej uruchamiałem w Sejmie. Praca w takim tempie jest elementem niezbędnym. Bez niego nie da się pracować skutecznie. Codziennie stykałem się z sytuacją, kiedy komentować musieliśmy wydarzenia podawane przez media na 5 minut przed wyjściem do dziennikarzy lub nieplanowanego styku z nimi. Okazywały się zbawienne podczas kryzysów, np. ptasiej grypy 2006, kiedy na bieżąco informowałem ministrów o sytuacji, sugerując właściwe zachowania i zawężanie liczby komunikatorów.
Ludzie to skarb
Takich smsów spływało codziennie od kilkudziesięciu do kilkuset. Otrzymywał je premier, ja, ministrowie kancelarii, wybrani ministrowie konstytucyjni i oczywiście pracownicy CIR. I o nich słów kilka. Macie świadomość, jak kluczowe jest selekcjonowanie informacji. Nie ma tu i nie może być twardej reguły, wszystko jest kwestią oceny, dokonywanej przez konkretnych ludzi, pracowników wydziału monitoringu mediów. Raz wysłać muszą informacje o sporze między PZU a Eureko, za moment na temat negocjacji budżetu UE 2007-2013, sekundę po tym o pracach sejmowej komisji gospodarki, streszczenie tekstu w GW dotyczącego ptasiej grypy, komentarza Jana Rokity dotyczącego powołania gabinetu cieni, rozmów ministra zdrowia z pielęgniarkami, etc. Źródeł było bardzo wiele: agencje (PAP, IAR, Reuters, KAI), stacje radiowe, TV, główne portale, wszystkie gazety, tygodniki i ich strony Internetowe. Robiący to każdego dnia ludzie wzbudzali mój szczery podziw. Potrafili wyłowić prawdziwie ważne informacje, które często ukryte były w jedenastej linijce depeszy lub trzecim akapicie tekstu w gazecie na stronie 9. Relacjonowali pewne wątki, które przesyłali dzień i dwa wcześniej. Żeby to wszystko robić skutecznie, musieli doskonale znać konteksty i przewidywać, co może się wydarzyć, wzajemnie informować się i zarządzać tym procesem. Do dzisiaj jestem dla nich pełen uznania. Ludzie w takiej pracy są wartością nie do przeceniania. Są skarbem każdej organizacji, bez względu na wymiar biznesowy, czy publiczny. Dzisiaj informacje można otrzymywać e-mailem na Black Berry. Istota jest jednak niezmienna.
To wszystko wydarzyło się tak niedawno, a tak wiele zmieniło się w sposobie konsumowania informacji, zarządzania nią i walki o interpretację. To tempo jest dzisiaj wymogiem dla wszystkich. Życie publiczne zapoznało się z nim wcześniej. Nie miało wyjścia… :))
Jak widać na zdjęciu poniżej (źródło: http://www.karciarz.pl/info/smsy-od-soltysa) metoda wykorzystywana jest również w samorządzie :))
Z pewnością powodem jest naturalna potrzeba komunikowania się z wyborcami, od których zależy los polityków. Powodem jest silne zainteresowanie wszystkich mediów, co wymusza na politykach umiejętność budowania relacji i radzenia sobie z komunikacją.
Moje osobiste doświadczenia wskazują mi też kilka wartości, które płyną z obszaru życia publicznego. Dzisiaj o jednej z nich. Jest nią tempo pracy, które coraz częściej odbywa się w czasie rzeczywistym. W polityce nauczyć można się rozumienia czynnika czasu jak nigdzie indziej. Jeżeli spóźnimy się z odpowiedzią na zarzuty lub nie wyprzedzimy konkurencji, to nieprzychylna dla nas interpretacja weźmie górę i poniesie nas w złym kierunku. Natychmiastowe reagowanie na dziejące się wydarzenia jest domeną sfery publicznej. W niej media wymuszają takie zachowania. Inaczej przegrywa się. Z tym wiąże się również moja własna historia.
Raporty sms – NOWOŚĆ 2004, rewolucja 2005
Kiedy w latach 2003-2005 pracowałem w Sejmie, w celu szybkiego reagowania na wydarzenia wprowadziliśmy jako jedyne biuro prasowe (kierowałem nim wtedy) system smsowego raportowania doniesień prasowych ze wszystkich mediów. Specjalną usługę wykupić można było u operatora, zbudować różne bazy danych, a następnie nimi zarządzać targetując komunikat. To początek otrzymywania przez dziennikarzy zaproszeń na konferencje i briefingi drogą smsową. Nie twierdzę oczywiście, że wcześniej nikt nie zapraszał smsami dziennikarzy, robić to musiał jednak wyłącznie ręcznie lub korzystać z darmowych bramek, które raz działały lepiej, a raz gorzej. Metodycznie nie robił tego wtedy nikt. Niby tak niedawno, a okazuje się, że tak dawno… Dzięki takiej formie komunikacji łatwiej zarządzać było sytuacjami kryzysowymi poprzez przesyłanie posłom informacji ze stanowiskami, instrukcjami odsyłania do liderów danych tematów, etc.
Kiedy w 2005 roku zostałem rzecznikiem rządu i pracowałem z Centrum Informacyjnym Rządu, okazało się, że CIR monitorujący media niemalże 24h na dobę raportuje o efektach tego monitoringu 3 razy dziennie w specjalnych analizach dostarczanych na biurka ministrów. Czynił tak zespół jednego z wydziałów CIR, o którym jeszcze za moment. Dobrze pamiętam pierwszy tydzień rzecznikowania. Była sobota. Jechałem samochodem, słuchając Radia Zet. Usłyszałem w serwisie informację za Gazetą Wyborczą, że w planie pracy rządu minister spraw zagranicznych wpisał temat tarczy antyrakietowej, ujawniając delikatną „tajemnicę” rządu (tak brzmiał zarzut gazety). Było około godziny 10.00. Natychmiast pojechałem do Kancelarii (KPRM) zorganizować cykl briefingów i ustalić stan rzeczy. Zadzwoniłem po drodze do właściwej komórki CIR pytając, dlaczego o niczym mnie nie poinformowano o świcie. Otrzymałem odpowiedź, że raport wysłany został mailem, a w formie papierowej czeka na mnie na biurku. Dodam, że nie posiadaliśmy jeszcze komórek z e-mailami schodzącymi w trybie rzeczywistym. Tak niedawno, a tak dawno…
Po tym zdarzeniu w trybie pilnym wprowadziliśmy ten sam system raportowania, jaki wcześniej uruchamiałem w Sejmie. Praca w takim tempie jest elementem niezbędnym. Bez niego nie da się pracować skutecznie. Codziennie stykałem się z sytuacją, kiedy komentować musieliśmy wydarzenia podawane przez media na 5 minut przed wyjściem do dziennikarzy lub nieplanowanego styku z nimi. Okazywały się zbawienne podczas kryzysów, np. ptasiej grypy 2006, kiedy na bieżąco informowałem ministrów o sytuacji, sugerując właściwe zachowania i zawężanie liczby komunikatorów.
Ludzie to skarb
Takich smsów spływało codziennie od kilkudziesięciu do kilkuset. Otrzymywał je premier, ja, ministrowie kancelarii, wybrani ministrowie konstytucyjni i oczywiście pracownicy CIR. I o nich słów kilka. Macie świadomość, jak kluczowe jest selekcjonowanie informacji. Nie ma tu i nie może być twardej reguły, wszystko jest kwestią oceny, dokonywanej przez konkretnych ludzi, pracowników wydziału monitoringu mediów. Raz wysłać muszą informacje o sporze między PZU a Eureko, za moment na temat negocjacji budżetu UE 2007-2013, sekundę po tym o pracach sejmowej komisji gospodarki, streszczenie tekstu w GW dotyczącego ptasiej grypy, komentarza Jana Rokity dotyczącego powołania gabinetu cieni, rozmów ministra zdrowia z pielęgniarkami, etc. Źródeł było bardzo wiele: agencje (PAP, IAR, Reuters, KAI), stacje radiowe, TV, główne portale, wszystkie gazety, tygodniki i ich strony Internetowe. Robiący to każdego dnia ludzie wzbudzali mój szczery podziw. Potrafili wyłowić prawdziwie ważne informacje, które często ukryte były w jedenastej linijce depeszy lub trzecim akapicie tekstu w gazecie na stronie 9. Relacjonowali pewne wątki, które przesyłali dzień i dwa wcześniej. Żeby to wszystko robić skutecznie, musieli doskonale znać konteksty i przewidywać, co może się wydarzyć, wzajemnie informować się i zarządzać tym procesem. Do dzisiaj jestem dla nich pełen uznania. Ludzie w takiej pracy są wartością nie do przeceniania. Są skarbem każdej organizacji, bez względu na wymiar biznesowy, czy publiczny. Dzisiaj informacje można otrzymywać e-mailem na Black Berry. Istota jest jednak niezmienna.
To wszystko wydarzyło się tak niedawno, a tak wiele zmieniło się w sposobie konsumowania informacji, zarządzania nią i walki o interpretację. To tempo jest dzisiaj wymogiem dla wszystkich. Życie publiczne zapoznało się z nim wcześniej. Nie miało wyjścia… :))
Jak widać na zdjęciu poniżej (źródło: http://www.karciarz.pl/info/smsy-od-soltysa) metoda wykorzystywana jest również w samorządzie :))
Etykiety:
gospodarka,
nowe media,
polityka,
public relations
poniedziałek, 30 listopada 2009
Jak zdobyć pieniądze na startup?
Na prośbę Krzysztofa Urbanowicza przekazuję informację, która - jak widzę - rozchodzi się już mocno w sieci. Niemniej również poniżej wpis P. Krzysztofa na jego blogu.
Krzysztof Urbanowicz:
Jeśli masz pomysł na biznes lub właśnie założyłeś startup i potrzebujesz kapitału na rozwój, przyjdź na spotkanie „Biznes przy kawie" w środę 2 grudnia 2009 r., od godz. 17:00, w restauracji KOM, ul. Zielna 37 w Warszawie. A nazajutrz, 3 grudnia o godz. 17.00 w hotelu Wit Stwosz, odbędzie się identyczne spotkanie w Krakowie.
To pierwsze z serii spotkań, których celem jest prezentacja możliwości finansowania innowacyjnych przedsięwzięć w ramach projektu „Kapitał na start w innowacje - promocja innowacji w środowisku biznesowym i naukowym".
Operatorem projektu jest Miasteczko Multimedialne Park Technologiczny i Stowarzyszenie Klaster Multimediów i Systemów Informacyjnych w Nowym Sączu, działające przy Wyższej Szkole Biznesu - National-Louis University w Nowym Sączu. Projekt „Kapitał na start" jest współfinansowany ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego w ramach Programu Operacyjnego Innowacyjna Gospodarka, oraz z budżetu państwa.
W ramach projektu „Kapitał na start" zorganizowany zostanie również konkurs Startery Innowacji na najlepsze pomysły gotowe do pozyskania zewnętrznego finansowania.
Autorzy najciekawszych pomysłów rozpoczną rozmowy z inwestorami prywatnymi celem uzyskania zewnętrznego finansowania. Dodatkowo zwycięzcy konkursu otrzymają pakiet bezpłatnych konsultacji celem przygotowania merytorycznego do przeprowadzenia procesu inwestycyjnego.
Krzysztof Urbanowicz:
Jeśli masz pomysł na biznes lub właśnie założyłeś startup i potrzebujesz kapitału na rozwój, przyjdź na spotkanie „Biznes przy kawie" w środę 2 grudnia 2009 r., od godz. 17:00, w restauracji KOM, ul. Zielna 37 w Warszawie. A nazajutrz, 3 grudnia o godz. 17.00 w hotelu Wit Stwosz, odbędzie się identyczne spotkanie w Krakowie.
To pierwsze z serii spotkań, których celem jest prezentacja możliwości finansowania innowacyjnych przedsięwzięć w ramach projektu „Kapitał na start w innowacje - promocja innowacji w środowisku biznesowym i naukowym".
Operatorem projektu jest Miasteczko Multimedialne Park Technologiczny i Stowarzyszenie Klaster Multimediów i Systemów Informacyjnych w Nowym Sączu, działające przy Wyższej Szkole Biznesu - National-Louis University w Nowym Sączu. Projekt „Kapitał na start" jest współfinansowany ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego w ramach Programu Operacyjnego Innowacyjna Gospodarka, oraz z budżetu państwa.
W ramach projektu „Kapitał na start" zorganizowany zostanie również konkurs Startery Innowacji na najlepsze pomysły gotowe do pozyskania zewnętrznego finansowania.
Autorzy najciekawszych pomysłów rozpoczną rozmowy z inwestorami prywatnymi celem uzyskania zewnętrznego finansowania. Dodatkowo zwycięzcy konkursu otrzymają pakiet bezpłatnych konsultacji celem przygotowania merytorycznego do przeprowadzenia procesu inwestycyjnego.
Etykiety:
gospodarka,
Internet,
społeczeństwo informacyjne
Subskrybuj:
Posty (Atom)