czwartek, 26 marca 2009

Polskie wybory jeszcze długo nie będą rozstrzygać się w Internecie

Prezydent USA rozpoczyna nowy rozdział w dialogu władzy z obywatelami. Tym razem zaprasza wszystkich do zadawania pytań drogą elektroniczną i deklaruje, że się do nich odniesie. Na pierwszy rzut problematyka ekonomiczna. Wczoraj Gazeta Wyborcza, piórem Vadima Makarenko, relacjonuje arcyciekawą rozmowę z Joe Rosparsem, odpowiedzialnym w sztabie za nowe media.

Wielu internautów i specjalistów od komunikacji marketingowej, poruszonych przeciereniem nowych szlaków komunikacji przez Baracka Obamę, twierdzi, że następna kampania w Polsce rozstrzygnie się w Internecie. Otóż nie rostrzygnie się ona w Internecie, ani w najbliższych wyborach, ani prawdopodobnie w kolejnych. Przynajmniej w rozumieniu amerykańskim.
Sytuację tłumaczą dzisiejsze doniesienia prasowe, przede wszystkim Rzeczpospolitej, która przedstawia wyniki rankingu Światowego Forum Ekonomicznego w dziedzinie społeczeństwa informacyjnego oraz (wczoraj) raport Komisji Europejskiej w zakresie rynku telekomunikacyjnego.
W tym pierwszym znajdujemy się na 69.pozycji i jesteśmy najgorsi w regionie. Brano w nim pod uwagę stan infrastruktury, poziom spraw urzędowych, które obywatel może załatwić w sieci, stan prawny, wykorzystanie Internetu w edukacji, etc. Prześcignęły nas takie kraje jak Bułgaria, Ukraina, Rumunia czy Czechy. W Rzeczpospolitej czytamy:
„Pozycja Polski wśród krajów regionu się pogarsza – czytamy w raporcie. – Dzieje się tak mimo dobrych tendencji, jak np. rosnąca liczba internautów (ostatnio w Polsce zbliżyła się do 17, a według Komisji Europejskiej nawet do 20 mln) – mówi „Rzeczpospolitej” Irene Mia ze Światowego Forum Ekonomicznego. – Aktywność polskiego rządu w stymulowaniu rozwoju technologii i społeczeństwa informacyjnego jest zbyt mała. Wasz kraj mógłby być regionalnym technologicznym i internetowym liderem, ale nie wykorzystuje swojego ogromnego kapitału ludzkiego – dodaje Irene Mia. Eksperci ostrzegają też przed skutkami wykluczenia cyfrowego. – Dostępność szybkiego Internetu i jego wykorzystanie w dużych miastach wyglądają jeszcze nie najgorzej. Polskie aglomeracje radzą sobie nawet lepiej niż podobne miasta w krajach regionu. Jednak poza metropoliami sprawy wyglądają bardzo źle, głównie z powodu braku inwestycji w infrastrukturę telekomunikacyjną.”

"Eksperci apelują o większą aktywność polskiej administracji. – Presja klientów nie wystarczy, by napędzić rozwój rynku – mówi „Rz” Irene Mia z Forum. Z tą diagnozą zgadza się Paweł Malak, dyrektor generalny polskiego oddziału koncernu informatycznego Cisco. – Problemem jest klincz między regulatorem rynku, Urzędem Komunikacji Elektronicznej, a operatorem dominującym – TP SA – który nie ma motywacji do rozwijania infrastruktury."

Wczoraj również Rzeczpospolita informowała o raporcie Komisji Europejskiej sygnalizując, że zasadniczym problemem, zniechęcającym przez inwestycjami na rynku, jest niestabilność tego rynku, powodowana w dużej mierze ciągłymi zmianami decyzji regulatora i ich nieprzewidywalnością. To z kolei zniechęca do inwestowania. Sama Komisja przyznaje, że skargi na UKE w tym zakresie składają wszyscy operatorzy, a nie tylko Telekomunikacja Polska [ja pracuję w TP – przyp. autor], podkreślając przede wszystkim brak konsultacji z rynkiem.

Gazeta pisała: „- Polska tradycyjnie jest w dolnej części listy w dostępie do szybkiego Internetu szerokopasmowego – zauważa komisarz Reding. Nasza pozycja co prawda nieco się poprawiła, bo w 2007 r. gorsza od Polski była tylko Bułgaria, a teraz są jeszcze Słowacja i Rumunia. Ale to niewielkie pocieszenie. Wciąż tylko 13,2 proc. mieszkańców ma dostęp do szybkich łączy, w porównaniu z unijną średnią 22,9 proc. W najlepszej pod tym względem Danii ten wskaźnik wynosi 37,3 proc. Co gorsza, szybkie łącza w Polsce w większości są faktycznie wolne i przesyłają dane w tempie niższym niż 2 Mb/sekundę.”

W pierwszym rankingu USA znajduje się na trzecim miejscu. W jednym i w drugim Polska jest na mało satysfakcjonujących pozycjach. Kiedy w Europie Zachodniej dyskutuje się o światłowodach, my jesteśmy na etapie pomysłów tzw. „darmowego Internetu”, który pozwoli nam co najwyżej odebrać e-maila, a i to nastąpi za kilka lat. To smutna prawda wskazująca na istnienie jakiegoś grzechu charakterologicznego, który nie pozwalał nam jak dotąd na ogólnopaństwowe porozumienie i wyznaczenie sobie strategiocznych celów dla Polski, takich jak budowa infrastruktury, w tym nowoczesnej infrastruktury telekomunikacyjnej, która – czy nam się to podoba, czy nie – jest dzisiaj kołem zamachowym rozwoju świata. W tej dziedzinie należy podejmować decyzję w perspektywie dwudziestu lat do przodu, a później konsekwentnie się ich trzymać. Nie można - jako kraj - zmieniać zdania po każdych wyborach lub, po prostu, go nie mieć. Biorąc pod uwagę pewną potencjalną stabilizację polityczną, obecny rząd stoi przed szansą ustalenia i realizacji takich celów. Pytanie, czy w naszych warunkach istnieje w ogóle szansa na porozumienie wszystkich sił politycznych?
Tak więc zapał wszystkich sądzących, że najbliższa kampania wyborcza do Parlamentu Europejskiego będzie przebiegała w iście amerykańskim (czytaj Obamowym) stylu, realia powinny mocno ostudzić. Pod względem kreatywnych rozwiązań pewnie potrafimy gonić czołówkę, ale ze skutecznością w ich wykonaniu będziemy musieli jeszcze trochę poczekać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz