Gorąco polecam wpis Marka Millera na jego blogu, poświęconym błędowi popełnionemu przez Financial Times w opisie sprzedaży największych dzienników na świecie. Marek z kolegą postanowili to sprawdzić i wypomnieć błąd FT. Redakcja podziękowała za wskazanie błędu i poprawiła tekst wiszący już na stronie Internetowej. Nie przyznała się jednak publicznie do błędu, nie przeprosiła czytelników za pomyłkę, pomimo tego, że jako jeden z najbardziej opiniotwórczych tytułów na świecie tekst pierwotny cytowany był przez niezliczoną liczbę serwisów branżowych. O szczegółach można przeczytać na blogu.
Wpis ten skłonił mnie do refleksji nad paradygmatem obowiązującym w środowisku profesjonalnych mediów. Spotkał się z nim chyba każdy PR-owiec, szef firmy, polityk, czy lider dużych projektów społecznych, słowem - każdy, komu na sercu leży, co o jego przedsięwzięciach donoszą media. Tym paradygmatem jest całkowite NIEPRZYZNAWANIE SIĘ DO BŁĘDÓW.
Nawet jeśli redakcja wie, że podała nieprawdziwe informacje i na drodze prawnej doszło do zmuszenia jej do sprostowań i przeprosin, to w wielu przypadkach podaje się je w miejscu nie do zauważenia przez masowego czytelnika lub widza i opatruje się dodatkowo komentarzem, którego wymowa jest taka, że „drukujemy, ale i tak mamy rację” lub „coś jest na rzeczy”. Inne sprostowania i odpowiedzi w 99 proc. trafiają do kosza.
Mam wrażenie, że powodem jest źle pojęta duma, o której pisze Marek Miller. Prawdopodobnie wychodzi się z założenia, że przyznanie się do błędu jest oznaką słabości i grozi atakiem konkurencji lub utratą audytorium. Dziennikarz z pozycją i medium ze znaną w całej Polsce marką nie mogą przecież popełniać błędów. Tymczasem w dobie wszechobecnej komunikacji, przyjmowania ról mediów przez zwykłych obywateli/konsumentów i działań typu „mówimy potężnej gazecie sprawdzam” przez ekspertów, to właśnie tego typu uparte i zamknięte postawy narażają media mainstreamu na utratę wiarygodności.
Zachowania takie są dziwne tym bardziej, że kiedy rozmawia się z profesjonalnymi dziennikarzami i pyta o ich punkt widzenia, to zawsze zalecają naukę mówienia „przepraszam”. Wiedzą, że w dłuższej perspektywie postawa pokory wobec popełnionego błędu buduje naturalną wiarygodność. Przecież media, to ludzie, a ludzie mają prawo do pomyłek. Jednak pomyłki masowo rozpowszechniane powinny być prostowane na oczach masowego audytorium.
To banał, ale element tego samego problemu, więc go poruszę. Znamy przykłady „skazywania” ludzi i firm, w zastępstwie sądów i klientów, zanim zapadną jakiekolwiek wyroki. Informacje takie stanowią jedynki serwisów radiowych, TV i czołówki gazet. Po miesiącach, a czasami latach, okazuje się, że prawda wygląda inaczej i popełniono błąd. Jeżeli informacje te pojawiają się w mediach, to i tak nie są już „jedynkami” i docierają do znikomego grona odbiorców.
Takie postawy będą musiały się zmieniać. Nikt nie podważa roli mediów profesjonalnych w naszym życiu, a ja osobiście życzę im jak najlepiej. Postawy mediów, tak samo jak firm i osób publicznych, muszą być budowane na naturalności. Jeżeli popełniamy błąd, to powinniśmy za ten błąd przeprosić. Życie ludzi jest przecież wielowymiarowe. Nie zawsze mamy rację, czasami zmieniamy zdanie. Dlaczego to ukrywać. Dlaczego to się musi zmienić? Bo coraz częściej takie błędy będą piętnowane w sieci i powodować będą realną utratę widzów, czytelników, słuchaczy, a tym samym konkretne straty finansowe.
W tym przypadku Marek Miller z kolegą posłużył za V władzę, kontrolującą wielką gazetą i podane przez nią informacje. Blogosfera, pełna ekspertów, będzie pełniła taką właśnie rolę. Takie role pełnią liczne watchdogs, które jestem pewien rozwijać będą się w Polsce z sukcesami. I ważne, by „wielkie” media, ich menedżerowie i dziennikarze, nie traktowali tego typu aktywności jako aktów wrogich wobec nich, bo tworzą je ludzie będący ich prawdziwymi pasjonatami. Mogą sobie wzajemnie wiele zawdzięczać. Wbrew temu, co niektórzy sądzą, jedni nie zastąpią też drugich :))
http://www.internet-manifesto.org/ nie do końca na temat wpisu, taka ciekawostka
OdpowiedzUsuń