„Elektroniczni autyści” – to w opinii Manuela Castellsa autorzy prowadzący blogi dla siebie samych. Na swoim wykładzie w siedzibie Agory profesor wspominał, że na świecie istnieje ok. 150 mln blogów (w 2006 roku było ich 26 milionów), każdego dnia pojawia się 2 miliony nowych wpisów. Nowa masowa samo-komunikacja oparta jest na treściach wytwarzanych przez internautów, wśród których blogi stanowią wartość nie do przecenienia. W tekście przywoływanym przeze mnie w ostatnim wpisie podpiera się badaniami Pew Internet & American Life Project (2006), według których 52 proc. blogerów twierdzi, że prowadzi swoje blogi dla siebie samych. 32 proc. deklaruje, że robi to dla innych. Oczywiście nie zmienia to faktu, że bez względu na intencje towarzyszące prowadzeniu blogów, pływają one po szerokich morzach i oceanach globalnej samo-komunikacji, zmieniając na zawsze jej uwarunkowania. Nawet te wytwarzane – teoretycznie - dla siebie służą w znacznej części innym, a z pewnością służą przemianie zasad masowej komunikacji.
Określenie „elektroniczny autyzm” dotyczy chyba nas wszystkich. Prowadzimy blogi, bo dzięki nim możemy skutecznej uczyć się nowych tematów, pracować nad konsekwencją, dyscypliną myśli, krótko mówiąc – rozwijać się. „Elektroniczny autyzm” ma w sobie wiele uroku. Samo założenie bloga ma przecież również tę inną cechę naturalną – otwarcie na innych, chęć dzielenia się swoimi doświadczeniami, poszukiwaniami zawodowymi, naukowymi, prywatnymi, swoim know-how. Nie mam nic przeciwko nazwaniu mnie w taki sposób…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz