Na stronach konserwatywnego amerykańskiego think tanku The Manhattan Institute znalazłem rekomendację książki „A manifesto for media freedom” (Brian Anderson, Adam Thierer).
Książka, jak sama nazwa wskazuje, jest peanem na rzecz wolności mediów, szczególnie nowych mediów, przeciwko regulacyjnym zapędom i stojącym za nimi – nazywane w książce wprost – środowiska lewicowe (czytaj Demokraci). Ten punkt widzenia, typowy dla USA, dla Polaków może nie być tak łatwy do przyjęcia. Autorzy wychodzą z pozycji wolnościowych, a więc ingerencja wychodząca poza zasadę subdsydiarności (pomocniczości) degeneruje rynek i ma niszący wpływ na aktywność firm i społeczności.
W każdym razie Anderson i Thierer zamieszczają również skróconą wersję manifestu w obronie wolności mediów w postaci dziesięciu punktów:
1. Otoczyć wsparciem rozwijającą się w szybkim tempie różnorodność mediów. Ich obfitość daje ludziom wolność wyboru w rozszerzającym się wachlarzu informacji i rozrywki. Nigdy wcześniej obywatel nie był tak dobrze i demokratycznie informowany jak jest dzisiaj.
2. Odrzucić wszelkie wysiłki narzucenia „doktryny sprawiedliwości” [w Kongresie lub Federal Communications Commission]. Myślenie w kategoriach „doktryny sprawiedliwości” prowadzi do wrogości wobec wolności słowa, służy politycznym nadużyciom, ale przede wszystkim redukuje różnorodność opinii (głównie opinii konserwatywnych) konkurujących ze sobą na współczesnej agorze.
3. Uwolnić operatorów mediów z archaicznych restrykcji, ograniczających ich elastyczność odpowiadania na radykalne zmiany zachodzące na rynku mediów.
4. Powiedzieć stanowcze „nie” „nowemu lokalizmowi” oraz kategorii „intresu publicznego”, które narzucają jeszcze więcej obciążeń regulacyjnych na stacje radiowe i telewizyjne, walczących o konkurencyjność w nowej rzeczywistości medialnej.
5. Pozwolić dostawcom Internetu na bycie bardziej aktywnymi i zorientowanymi rynkowo w przesyłaniu zróżnicowanych danych przez ich kable, światłowody, linie telefoniczne i połączenia bezprzewodowe, a więc – kreowanie infrastruktury telekomunikacyjnej XXI wieku. „Neutralność sieci” , to zła idea, będąca formą infrastrukturalnego socjalizmu, który dławi innowacje i grozi poważnym zapóźnieniem.
6. Nie bać się nowych mediów !
7. Odrzucić rozwiązania prawne dla sieci kablowych i operatorów satelitarnych dziesiątkujących dynamiczną dywrsyfikację programów płatnej TV, uderzające przede wszystkim w nadawców religijnych oraz przyjaznych rodzinie.
8. Zablokować federalne, stanowe i lokalne wysiłki zmierzające do regulacji kontentu gier video lub/i zastąpienia znakomicie rozwijającej się i spontanicznej branży rządowym systemem nakazów. Rodzice mają wszelkie instrumenty, jakich potrzebują do monitorowania, z jakich gier video korzystają ich dzieci. Nie potrzebują do tego „rządowej niani” i państwowych interwencji.
9. Należy zachęcać i upoważaniać rodziców oraz tworzyć strategie edukacyjne umożliwiające wyrażanie niepokojów związanych z bezpieczeństwem w sieci zamiast zakazywać aktywności portalom społecznościowym i korzystania z innego kontentu online.
10. Czynić kroki zmierzające do zmniejszania najbardziej uciążliwych elementów prawa związanego z finansowaniem kampaniami politycznych/społecznych, a także ochrona nowych mediów i innych form wyrażania opinii przed dławiącymi wolność słowa restrykcjami.
Neutralność sieci - jest to wolny od jakichkolwiek ograniczeń dostęp do kontentu, stron lub platform dla użytkowników końcowych. Inaczej mówiąc jest to wolny dostęp do zasobów sieci Internetu dla wszystkich użytkowników, bez względu z jakiego dostawcy usług korzystają oraz opcji usługi, jej ceny itp. To koncepcja, w której abonent powinien otrzymać konkretną usługę, ale nie interesuje go jaka technologia temu sluży. Wielu ekspertów wskazuje, że podejście takie demotywuje firmy przed inwestycjami w nowoczesne sieci, gdyż nie uwzględnia jakości infrastruktury i potrzeby zwrotu z inwestycji.
Ciekawy wpis, odniose sie tylko do neutralnosci sieci. W praktyce - ograniczenie neutralnosci sieci to smierc samej sieci, koniec internetu jaki znamy, witamy z powrotem w XX w.
OdpowiedzUsuńPkt. 5 tego manifestu jest bardzo przewrotny, pisza tam "Pozwolić dostawcom Internetu na bycie bardziej aktywnymi i zorientowanymi rynkowo w przesyłaniu zróżnicowanych danych przez ich kable". Przeciez to bzdura.
Internet dziala inaczej, w Internecie to KLIENT decyduje co leci przez kabel a nie dostawca sieci, Internet to komunikacja a nie "ogladanie contentu" (czy w przypadku telefonu, ktos proponuje pozwolic dostawcom decydowac z kim rozmawiam?). Ograniczenie neutralnosci sieci to powrot do czasow tv gdzie sygnal jest przesylany w jedna strone, czy to kablem czy radiowo z satelity. Mamy kilkadziesiat roznych kanalow, ktore placa za czestotliwosc na kablu czy za fragment pasma na satelicie stosujac ten sam paradygmat do Internetu tworzymy sytuacje, w ktorej dostawca moze decydowac za nas jakie serwisy internetowe sa dostepne w danym pakiecie, a sa dostepne te, ktore zaplaca najwiecej. Wlasnie zamrozilismy caly internet. nie bedzie juz nowego google, nowego facebooka, nowego twittera, chyba ze beda za nimi staly organizacje z wielkimi pieniedzmi. Inwestycje w infrastrukture w takim modelu traca sens, po co mi lepsza predkosc skoro nie ja decyduje jak mam jej uzyc (jasne ze zawsze moge sobie kupic wiekszy pakiet i miec dostep do wszystkich serwisow ale jestem wtedy w mniejszosci a to oznacza ze rynek dla wszelkiej masci niszowych inicjatyw praktycznie przestaje istniec).
Druga sprawa to wolny rynek, ograniczenie neutralnosci sieci to forma meta-oligopolu, ktory bedzie najskuteczniej wprowadzal 'powazne opoznienia', innowacje od dawna nie dzieja sie juz na poziomie infrastruktury tylko sposobu jej wykorzystania, taka byla idea Internetu, dlatego stal sie powszechny, teraz dostawcy sieci w imie wylacznie wlasnych interesow proponuja kompletnie zmienic zasady rynku, dzieki ktoremu w ogole istnieja po to zeby moc go de facto przejac i kontrolowac.
Dziwie sie tylko ze amerykanscy konserwatysci maja takie poglady bo ograniczenie neutralnosci sieci to zamach na jej wolnosc.
Janku, w ich przekonaniu rynek reguluje wszystko. Co do neutralności, to są to - w ich przekonaniu jak mniemam - dwie wizje podejścia państwa do innowacji. Neutralność sieci, to forma egalitarna, w której nie zwraca się uwagi na innowacje technologiczne, tylko na efekt końcowy. W ich przekonaniu to spowalnia inwestycje, bo "rząd" narzuca w tym wypadku cel końcowy i nie interesuje go, czy dostajesz coś po miedzi, czy światłowodzie. Jej przeciwieństwo to rynek, który sam powiniem te kwestie regulować, dając szansę na coraz bardziej innowacyjne rozwiązania dla tych, którzy mogą za nie zapłacić. W tej drugiej wersji państwo, trzymając się z boku, powinno zachęcać do tworzenia infrastruktury lepsze jakości. Nie zgadzam się z Tobą,że nic się nie dzieje na poziomie infrastruktury. Zerknij na choćby Polską debatę wokół światłowodów. Żeby zbudować sieć światłowodową potrzeba ponad 20 mld zł. Bez niej nie będzie można w pełni korzystać ze wszystkich dobrodziejstw światowych zasobów. Nie zrobi tego samo państwo, nie zrobi tego też samotnie jedna firma. Potrzebne są systemowe rozwiązani i takie ustawienie regulacji, które służyć będą inwestycjom. I o to chodzi, w mojej opinii, autorom manifestu. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńArgument o infrastrukturze jest przewrotny, cięzko mi się z nim zgodzić bo dostarczanie sieci jest biznesem ze względu na to że Internet istnieje w takim kształcie w jakim istnieje i jest tak popularny jak jest, a jest to zasługa neutralności właśnie. Wygląda to tak że główni gracze, którym zależy na zmianie tej zasady urośli dzięki niej (ba! w ogóle mogli mieć jakikolwiek biznes) a teraz chcą kontrolować wszystko. W jaki sposób neutralność przeszkadza w inwestycjach? Przecież na tym rynku za wszystko się płaci, płacą zarówno klienci końcowi jak i dostawcy treści, jedni i drudzy płacą więcej za lepszą jakość, ciężko chyba o bardziej rynkowy układ?
OdpowiedzUsuńKonrad, ja się zgadzam że potrzebne są systemowe rozwiązania gdy chodzi o infrastrukturę, tyle tylko że akurat to konkretne cofa nas o jakieś 20 lat.
OdpowiedzUsuń