W Stanach Zjednoczonych trwa okres przesłuchiwania kandydatów na sekretarzy (ministrów). Jak zawsze związana jest z tym również skrupulatna „lustracja” dokonywana przez media, nieprzychylnych lobbystów i konkurencję polityczną. Tematem numer jeden jest sprawa Tom'a Daschle, kandydata na stanowisko sekretarza zdrowia. Media donoszą, że Daschle, były senator (lider większości senackiej) i lider projektu reformy oochrony zdrowia w U.S., po swoim odejściu z senatu zajął się lobbingiem i wystąpieniami na konferencjach wielkich firm związanych z opieką zdrowotną, gdzie zarobił krocie. Dodatkowo, doradzając jednemu z funduszy, zarobił ponad 4 mln dol. Nie to jednak dla mediów jest największym problemem. Większy, wydaje się być kwestia niejasności w zeznaniach podatkowych. Czarne chmury zebrały się nad jego głową.
Pomimo tego prawdopodobnie Demokraci podtrzymają poparcie dla niego. Według George’a Stephanopoulosa z telewizji ABC News, jednego z najbardziej wpływowych amerykańskich komentatorów, utrzymanie poparcia związane jest przede wszystkim z faktem upublicznienia problemu przez samego bohatera afery, a także z jego bardzo dobrymi relacjami z Senatem i związkami z wieloma politykami, którzy woleliby, aby niektóre sprawy nie wychodziły na światło dzienne. Czy rzeczywiście tę skórę uratuje, to jeszcze zobaczymy. Nawet jeżeli tak się stanie, to Stephanopoulos jest przekonany, że prezydent zapłaci za to polityczną cenę.
Wnioski są dwa:
- W procesie zgłaszania kandydata trzeba brać pod uwagę przeszukanie przez media jego spraw zawodowych, prywatnych i politycznych na wszystkie możliwe sposoby. Prawdopodobnie robi to również sama partia zgłaszająca, żeby przygotować się na ewentualny atak. Przy czym jest to całkowicie naturalna kolej rzeczy w amerykańskiej demokracji, o czym wiele pisał wspomniany już George Stephanopoulos (będę jeszcze o nim pisał)
- Ujawnie samemu wszelkich niewygodnych aspektów ze swojej działalności przynosi punkty i może uratować skórę politykowi. Klasyczna, profesjonalna, decyzja w sytuacji kryzysowej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz