W tradycyjnym modelu (z którym mamy ciągle do czynienia, ale mam on charakter spadkowy) zjawiska dotyczące sprawowania władzy były obserwowane i opisywane przez dziennikarzy politycznych, komenatatorów, specjalistów oraz tzw. „autorytety”. Objaśniali oni obywatelom jak rozumieć rzeczywistość polityczną i gospodarczą. Ich wyrazem są najsilniejsze dzienniki, tygodniki, a przede wszystkim główne wydania programów informacyjnych najważniejszych stacji TV. Ich siła jest jednak dużo mniejsza niż w przeszłości. Kanały informacyjne, transmitujące na żywo coraz więcej wydarzeń, i rosnąca siła serwisów internetowych spowodowały, że jeżeli tylko potrzebujemy, to mamy możliwość (znacznego) omijania głosu tzw.autorytetów i komentatorów. To nic innego jak przechodzenie lobem nad krytyką komentatorów i bezpośrednie komunikowanie się z odbiorcami. W praktyce dużo bardziej skupiamy się na mediach elektronicznych i reżyserii wydarzeń niż na pogłębionych analizach gazetowych.
Wielu to wie. Z tego powodu swoją agendę polityczną rząd (ale nie tylko rząd) dopasowuje do agendy mediów. Przyjmuje w ten sposób reguły gry. Wiem z doświadczenia, że to jedyna metoda na sprawne przekazywanie swoich racji. Reguły są jasne. W przestrzeni medialnej nie istnieją pozycje neutralne (statyczne). Można prowadzić ofensywną politykę informacyjną i narzucać tempo. Przy bardzo sprawnym zapleczu i unikaniu błędów, to droga do zwycięstwa. Można też pozwolić zepchnąć się do defensywy, która jednak zawsze kończy się przegraną. Większość sądzi, że istnieje możliwość zajęcia pozycji neutralnych i przeczekania. Z tego powodu, w sposób nieświadomiony, przegrywają swoje szanse. Bo wielość mediów oznacza głód informacji i ciągłą presję redakcji, żeby go zaspokoić.
Jednak wskutek rozwoju nowych kanałów komunikacji i coraz krótszego czasu życia informacji, nie ma już tak silnego wpływu i potrzeby słuchania pośrednika-tłumacza, objaśniającego nam, co danego dnia było ważne, a co się nie liczy. To wielka szansa dla potrafiących ten fakt mądrze wykorzystać. Dość zgrabnie ujmuje to Eryk Mistewicz mówiąc o marketingu narracyjnym i stwierdzając prowokacyjnie, że współczesnym PR-wcom dziennikarze i eksperci nie są już do niczego potrzebni. W tym sensie, że opinia publiczna sama może ocenić, co jest słuszne, a co nie. Na zupełnie odrębną rozmowę zasługuje problem, czy widz odbywającego się przed nim teatrum, pomimo braku pośrednika, otrzymuje właściwą i obiektywnie ważną informację.
Warszawskie osiedle Zielone Zacisze (ul Sw.Wincentego) pozdrawia i życzy miłej pracy na niwie każdej (z wyjątkiem rzecz jasna jednej). Szacun!
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo i pozdrawiam osiedle Zielone Zacisze :)) Gratuluję sukcesów i życzę powodzenia na prawie każdej niwie :)) Odwzajemniam szacun !
OdpowiedzUsuń