poniedziałek, 16 lutego 2009

Rozliczanie dziennikarzy


Okazuje się, że nawet w Stanach Zjednoczonych nadszedł czas rozliczania dziennikarzy za sposób relacjonowania przez nich kampanii prezydenckiej. Zajmuje się tym, między innymi, Greg Mitchell, którego tekst zamieszczony jest na portalu The Huffington Post. To także autor najnowszej książki o kampanii Baracka Obamy „Why Obama Won: The Making of a President 2008. Dostaje się również wspominanemu przeze mnie Stephanopolousowi za prowadzenie debaty Obama-Clinton, w trakcie której dziennikarz ABC News dużo bardziej zainteresowany był historycznymi decyzjami męża Hillary oraz związkami Obamy z pastorem Jeremiah’a Wrightem niż wojną w Iraku, Afganistanie, systemem ubezpieczeń zdrowotnych, czy złym stanem gospodarki. Jeden z generalnych zarzutów brzmi: duża część dziennikarzy w ogóle nie interesowała się problemami obiektywnie ważnymi dla przyszłości Stanów. Mitchell chłoszcze dziennikarzy za tworzenie atmosfery zagrożenia dla Ameryki wynikającej z „miękkości” i braku doświadczenia ówczesnego kandydata na prezydenta. Wielu z dziennikarzy posunęło się do osobistych uwag nazywając go „mięczakiem” w sytuacji, kiedy Biały Dom potrzebuje prawdziwego „macho” (telewizja MSNBC). W poważnych, mainstreamowych, mediach podważano jego patriotyzm i poczucie amerykańskości. Krytyce poddani zostali dziennikarze The New York Times, The Wall Street Journal oraz The Washington Times.

Obawiam się, że z obrazu tworzonego przez Mitchell’a można wyciągnąć wniosek, że prezydent Obama wygrał wybory wbrew najważniejszym mediom i publicystom. Taką wizję uważam za całkowicie błędną. Podoba mi się jednak, że ktoś się temu przygląda i opisuje przykłady przekroczenia granic dyskusji dziennikarskiej (jeżeli one istnieją) oraz formułowania sądów, odczytywanych z perspektywy czasu jako nieprawdziwe, a często „ nieuczciwie stronnicze”. Tym razem robią to zwolennicy Demokratów. Z kolei na Pajamasmedia.com i innych prawicowych portalach znajdziemy konserwatywne głosy krytyki płynące pod adresem mediów lewicowych (liberalnych). Jeżeli przyjmujemy, że media stanowią (w przenośni) „czwartą władzę”, to ona również podlegać powinna „kontroli”. Piątą z nich mogą być media i eksperci opisujący prace dziennikarzy, rozliczający ich z rzetelności i uczciwości zawodowej. To właśnie robi Mitchell. Tym samym zajmują się zakorzenione w amerykańskiej praktyce instytucje typu watchdogs. Ale o tym już innym razem.
(zdjęcie pochodzi z serwisu http://www.huffingtonpost.com/; po prawej George Stephanopolous)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz