czwartek, 19 lutego 2009

Rozmowa z Bartoszem Niemczynowiczem


Pisałem jakiś czas temu, że podczas zajęć w temacie demokracji medialnej, przeprowadziłem ciekawą rozmowę z Bartoszem Niemczynowiczem, zastępcą komendanta Mazowieckiej Chorągwi Harcerzy ZHR. Opinia wychowawcy na temat wpływu mediów na swoich kolegów i wychowanków jest bezcenna. Dyskusja z instruktorem harcerskim o komunikacji medialnej jest też pewnym znakiem czasu.

Poniżej rozmowa z Bartoszem o różnych sposobach korzystania z Internetu przez pokolenie 30-latków i ich młodszych kolegów, czytaniu newsów i budowaniu w oparciu o nich wizji świata, edukacji medialnej w harcerstwie i powodach, dla których rodzice przyprowadzają swoich synów do harcerstwa.

O ile nasze roczniki i nasze pokolenie nazywano w powszechnym rozumieniu „pokoleniem telewizji”, to młodszych od nas określa się mianem „pokolenia Internetu”. Oznacza to, że świat poza Internetem dla nich nie istnieje. O ile my wykorzystujemy go do pracy zawodowej, naukowej, hobby, to oni w nim niemalże żyją. Prawie jak w Second Life. Czy twoje doświadczenia pracy z młodzieżą potwierdzają to stereotypowe myślenie o młodych w necie?

Bartosz Niemczynowicz: Myślę, że nazywanie młodego pokolenia w taki sposób, to zbytnie uproszczenie. Jeśli nawet przyjęlibyśmy taki punkt widzenia, to musielibyśmy zdefiniować, co rozumiemy pod hasłem "internet". Jeżeli uznalibyśmy, że jest to jedynie sformułowanie oznaczające przede wszystkim korzystanie ze stron www i tzw. komunikatorów, to byłoby to zbyt wąskie dla określenia całego pokolenia. Sformułowanie "pokolenie internetu" odnosi się do szerszego kontekstu. Oznacza pokolenie osób, które od urodzenia obracają się w świecie wielu bodźców, często oddziałujących równocześnie, wielu informacji, wymienianych błyskawicznie, dla których internet jest jedynie pewnym nośnikiem, medium. Inna sprawa, że ci młodzi ludzie z internetu korzystają nie tylko codziennie, czy regularnie, ale - można powiedzieć - "na bieżąco".

O jakich wiekowo grupach mówisz?

Mam na myśli osoby w wieku 17 - 21 lat, z takimi zazwyczaj mam kontakt w mojej służbie instruktorskiej, ale można też odnieść się do osób trochę starszych - mających 22-25 lat.

Czy młodzi blogują albo tworzą społeczności wokół różnych idei ?

Moje doświadczenia. wskazują na to, że młodzi ludzie nie tyle często korzystają z internetu, ale właściwie traktują internet jako swoiste forum, na których toczy się ich życie. To, że tworzą społeczności i piszą blogi nie jest żadnym odkryciem. Ale już to, że korzystają z internetu w zupełnie inny sposób niż ich starsi koledzy, nie wspominając o rodzicach, wcale takie oczywiste nie jest. Dobrym przykładem może być przestrzeń tzw. "newsów". Często przekonuję się, że młodzi czerpią swoją wiedzę o zdarzeniach dotyczących. Polski i świata zazwyczaj z nagłówków zamieszczanych na największych portalach, w dziale "wiadomości". Dosłownie z treści samych nagłówków - rzadko mają wystarczająco dużo czasu i ochoty, czy nawet potrzeby, żeby zajrzeć głębiej i zapoznać się z treścią całej wiadomości. Z kolei pokolenie dzisiejszych trzydziestolatków odnajduje w internecie medium do zamieszczania szerokich analiz, komentarzy, dzięki któremu mogą szybko reagować na bieżące wydarzenia i wymieniać się opiniami, a co najważniejsze, docierać do odbiorców. Z moich obserwacji wynika, że młodzi ludzie nie piszą i nie czytają tych samych blogów, co Twoi rówieśnicy. W ogóle, jeżeli powstają blogi, to zazwyczaj mają krótszą formę (choć tutaj chyba nie ma reguły) i poruszają zupełnie inne tematy. Wszyscy korzystamy z internetu, ale mamy inne potrzeby i odwiedzamy inne strony. Nawiązując do życia "w realu", ująłbym to tak: ci młodzi ludzie po prostu bawią się w innych klubach, niż pokolenie ich starszych kolegów.

Ale w tych klubach [mediach] jest wszystko. Używając języka kulinarnego, od taniego fast foodu do wykwintnych restauracji slow-foodowych. Trzeba jednak trafić na właściwą, żeby nie mieć później problemów żołądkowych. Są jakieś programy wychowawcze zauważające ten problem?

Zależy mi na tym, żeby umiejętność odbierania informacji i poruszania się we współczesnej rzeczywistości była niezbędną cechą instruktorów ZHR. Dlatego też staramy się dotykać tego tematu i poruszać go podczas organizowanych kursów, również tych poświęconych sprawom ściśle "harcerskim". Jestem przekonany, że edukacja medialna, czy edukacja elektroniczna powinna stanowić jeden z tematów kursów instruktorskich. Innymi słowy - umiejętność, o której mówię, potrzebna jest nie tylko przyszłym pracownikom branży medialnej, ale każdemu kto ma ambicje bycia świadomym obywatelem.

Na czym miałaby polegać edukacja medialna?
Pamiętajmy o tym, że młodzi posiadają niesamowitą umiejętność odnajdywania się w rzeczywistości. Mimo to uważam, że warto pomagać im w zdobywaniu podstawowej wiedzy, narzędzi i pokazywaniu kierunków do prowadzenia dalszych poszukiwań. Co innego narzekanie na młodych ludzi, a co innego wspieranie i rzetelna analiza otaczającej rzeczywistości. Chodzi o to, żeby potrafili formułować swoje własne poglądy, w oparciu o refleksję dotycząca postrzeganych wydarzeń i zdobywanej wiedzy. W tej chwili pracujemy nad regularnym, cyklicznym kursem poświęconym właśnie tzw. edukacji medialnej, organizowanym przez ZHR, ale być może otwartym na osoby z innych środowisk. Głównym założeniem takiego kursu miałoby być zdobycie wiedzy na temat pracy i roli mediów we współczesnej demokracji, zasady konstruowania „newsów”, czy tworzenia – tak ostatnio modnej – narracji. Chcielibyśmy, żeby na zajęciach była okazja przepracowania konkretnych przypadków, dyskusji, ćwiczeń praktycznych, ale też spotkań z tzw. ludźmi mediów. Myślę, że interesującym wątkiem byłaby też strona biznesowa działalności mediów i ich struktura właścicielska – szczególnie przez pryzmat sporów, jakie toczą się w przestrzeni publicznej.

Mówiąc o edukacji medialnej widzisz w Internecie nadzieję na „medium uświadamiające”?

Zdecydowanie można zauważyć rosnącą potrzebę docierania do ważnych wiadomości, spraw, które są istotne – zarówno z punktu widzenia spraw lokalnych jak i takich, które dotyczą całej Polski i świata. W natłoku tego, co serwują nam „mainstreamowe” media nietrudno zgubić orientację i zabłądzić w świecie składającym się z kolejnych absurdalnych wydarzeń i niezliczonej ilości komentarzy do nich. Jak długo można czytać nieustannie aktualizowane tytuły „newsów” na głównych portalach czy relacje tzw. telewizji informacyjnych nadawane na żywo z wydarzeń – delikatnie mówiąc – zupełnie nieistotnych, drugorzędnych, z punktu widzenia czy to lokalnej społeczności czy całego kraju. I tutaj faktycznie internet pokazuje swoje niesamowite możliwości. Oczywiście, nie można tego porównywać z siłą oddziaływania telewizji, ale internet faktycznie jest medium dostępnym dla stosunkowo dużej grupy odbiorców. Medium, w którym można zamieszczać treści o zupełnie innej konstrukcji i zawartości, niż te którymi jesteśmy codziennie bombardowani. Z tym, że jest to pewna prawidłowość występująca raczej w grupie pokolenia trzydziestolatków. Obawiam się, że taka potrzeba nie ma szans wytworzyć się niejako samoczynnie u ludzi młodszych. Dzisiejsi szesnastolatkowie zazwyczaj wyłapują – przy okazji, podczas korzystania z internetu – tytuły „newsów” i to raczej te, skonstruowane w atrakcyjny sposób, nastawione na sensację, przykucie uwagi (chociażby krótkotrwałej). Wiedza na temat otaczających nas zjawisk, czerpana z internetu, pochodzi właśnie z takiego źródła. Często brak wiedzy o specyfice działania mediów nie pozwala na świadome odbieranie i przetwarzanie informacji, a następnie na formułowanie własnego stanowiska i światopoglądu.

Jako były instruktor mogę powiedzieć w uproszczeniu, że mamy do czynienia z kryzysem wychowania. Rodzice w dużej mierze zrezygnowali ze swoich ról, a szkoła abdykowała wiele lat temu. Organizacje wychowawcze przeżywają problemy frekwencji. Wychowują media... Czy nie uważasz, że po okresie bezkrytycznego zachwytu, nowe media mogą stać się sposobem na ponowny wzrost zainteresowania tematyką wychowania wśród rodziców?

Ze strony rodziców, dla których wyprawy na biwaki czy spływy kajakowe były czymś naturalnym, a którzy dzisiaj obserwują swoje dzieci spędzające większa część dnia przed ekranem komputera – pewnie tak. Często zdarza się, że rodzice sami przyprowadzają dzieci do drużyn harcerskich, aby dać szansę swoim dzieciom przeżycia prawdziwej przygody, a jednocześnie otrzymać wsparcie w wychowaniu w oparciu o tradycyjne wartości. Tyle, że to się dzieje raczej w opozycji do nowych mediów. Po prostu rodzic przychodzi do drużynowego, bo ma już dość siedzenia dziecka przed komputerem. To jest problem alienowania się wielu młodych ludzi. Harcerstwo daje możliwość prawdziwej, żywej, przyjaźni. Wierzę, że ona właśnie jest prawdziwa i ważniejsza niż społeczność w sieci. Aczkolwiek musimy brać pod uwagę dzisiejszą rzeczywistość i nie możemy się na społeczności internetowe obrażać. Sami powinniśmy je tworzyć, ale dawać do tego coś więcej, wypełniać treścią. Społeczności takie mogą być szansą na przekazywanie wartości, czy otwieranie się na drugiego człowieka.

Dzięki.

phm. Bartosz Niemczynowicz (rocznik 1981) - prawnik, pracuje w jednej z warszawskich kancelarii, wychowawca, zastępca komendanta Mazowieckiej Chorągwi Harcerzy ZHR, kieruje Szkołą Instruktorską.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz